poniedziałek, 29 października 2018

2013 - 2017 (+ 2018)

Kończąc gimnazjum i wchodząc w nowy etap w życiu - w liceum - miałam nadzieję, że moje życie zmieni się na lepsze, ponieważ wybierając liceum kierowałam się głównie profilem oraz tym, aby w nowej szkole nikt mnie nie znał, żebym miała łatwy, bez większych problemów start. Udało się! Po części.
0 klasa (zerówka) - nowi ludzie, dużo nauki, problemów w domu przybywało, ale mimo to z tamtego czasu najbardziej w pamięć mi zapadły problemy z ED. W I klasie wciąż praktykowałam głodówki i niskokaloryczne diety. W dalszym ciągu skakałam między 0 kcal, a 2000 kcal. Często wymiotowałam, stosowałam Xennę w tabletkach, jadałam dużo suszonych śliwek. Jednakże coś się zmieniło we wakacje między 0, a I klasą. We wakacje w sierpniu wyjechałam do Hiszpanii na obóz językowy na miesiąc. Był to obóz organizowany przez moją szkołę głównie z myślą o uczniach klasy hiszpańskiej. (Ponieważ była to klasa językowa - hiszpańska. I dlatego, programowo w liceum byłam 4 lata). Zakwaterowaniem był akademik prowadzony przez siostry zakonne. Stąd posiłki takie jak śniadania i obiady miałyśmy z góry zapewnione. Obóz ten skupiał się głównie na lekcjach prowadzonych przez tamtejszych nauczycieli - nauka języka - oraz na wielu wycieczkach po Hiszpanii. W tamtym czasie zdecydowałam się na możliwe utrzymanie wagi, ale w zdrowszy sposób. Jadałam wszystkie obiady i ogólnie korzystałam w pełni z tego, że jestem w Hiszpanii. Przez sierpień na czas obozu w ogóle nie wymiotowałam ani nie ćwiczyłam, ale mimo to udawało mi się bez problemu utrzymać wagę 78 kg.
I klasa - w domu nic lepiej, nauki co raz więcej. Włosy wciąż wypadały, ale nie już tak bardzo jak w 2013 roku.
II klasa - W 2015 dobiłam swój organizm wracając do diet niskokalorycznych. Jednakże wiele zmieniło się na lepsze jeśli chodzi o życie poza tematyką ED. Otóż zgłosiłam się na wymianę uczniów coś w rodzaju Erasmusa. Niestety nie udało mi się nigdzie wyjechać ze względu na bardzo duże koszta całego wyjazdu, ale w zamian za to przez prawie rok czasu gościłam u siebie (łącznie) 2 dziewczynki z USA. G. i S. Z jedną z nich nawiązałam bliższy kontakt i wciąż go utrzymuje. To co nas łączyło i w zasadzie wciąż łączy to wspólne zainteresowania dziennikarstwem oraz zaburzenia odżywiania. Dzięki tej relacji wzmocniło się we mnie przekonanie o tym, że ja też potrafię wiele osiągnąć w rożnych dziedzinach i świat wciąż stoi przede mną otworem.
III klasa - problemy w domu po raz pierwszy wyszły oficjalnie na jaw w liceum. Dzięki temu uzyskałam pierwszy raz w życiu prawdziwą pomoc ze strony przede wszystkim pedagoga szkolnego oraz poszczególnych nauczycieli. Dzięki nim ukończyłam szkołę, mimo, że byłam zagrożona oceną niedostateczną z więcej niż 4 przedmiotów jeszcze w maju. I bez ich pomocy nie byłabym w stanie zdać klasy, a tym bardziej ukończyć szkoły. W związku z tym zdawanie matury zostało przełożone na rok 2018.
2017 - 2018 rok:
W październiku 2017 przeprowadziłam się do innego mieszkania. Poniekąd zostawiając problemy domowe w domu rodzinnym. Chociaż problemy są wciąż. Ponadto szkoła zgodziła się na to, abym chodziła na wybrane lekcje do różnych klas maturalnych na wybrane przedmioty (te które zdaję na maturze, w tym rozszerzenia). Na zajęcia zaczęłam chodzić w październiku (2017), ponieważ we wakacje i we wrześniu pracowałam na 2 etaty przez średnio 6-7 dni w tygodniu. Później miałam kilkumiesięczną przerwę od pracy bo zakończyłam tę wakacyjną i zaczęłam szukać nowej, ale niestety nie mogłam żadnej znaleźć. W połowie grudnia do połowy stycznia pracowałam już w nowej firmie, ale bardzo krótko bo zaledwie miesiąc. W kolejnych miesiącach skupiałam się już jedynie na samej nauce do matury.


PS:
Tytuł posta wygląda jak działanie matematyczne 😜


sobota, 27 października 2018

Typowy "okresowy" bilans

Bilans:

- śniadanie: 1x bułka pszenna z masłem, plastrem sera
 i połówką ogórka konserwowego (308)
- przekąska: 1x donut czekoladowo-orzechowy
+ 1 ciastko z morelą i twarogiem
+ kilka ciastek - biszkoptów z kremem czekoladowym (250+227+280)
- obiad: kluski z mięsem -niestety nie wiem, 
ani jakie to były kluski, ani jakie to było mięso + woda mineralna (około 350)
- kolacja: zielony soczek: liście szpinaku i jarmużu, imbir świeży, 
banan, sok pomarańczowy, 1 łyżeczka: spiruliny, witaminy C (300)

+ Magnez - tabletka
+ Silica - tabletka

= 1715 kcal



piątek, 26 października 2018

Bilans:

- śniadanie: resztki ciasta z gruszką, które 
zrobiłam wczoraj + kawa INKA z mlekiem (220)
- przekąska: sok: liście szpinaku i jarmużu, imbir świeży, 
banan, sok jabłkowy, 1 łyżeczka: spiruliny, młodego jęczmienia (300)
- obiado-kolacja: 2x hamburgery domowej roboty + zielony soczek (948 + 250)

= 1718 kcal



czwartek, 25 października 2018

Bilans:

  • śniadanie: 2x kromki chleba żytniego z masłem, ogórkiem, solą i pieprzem + 1/4 papryki czerwonej + jajecznica z 2x jajek + herbata czarna (202+18+170)

  • przekąska: lody o smaku mango z figami (224)

  • obiad: 3x naleśniki z powidłami, jagodami, borówkami amerykańskimi, figami + woda mineralna z cytryną (762)

  • kolacja: herbata gorzka 
+ Magnez - tabletka
+ Silica - tabletka
+ ćwiczenia cardio w domu 1h
    = 1376 kcal



    wtorek, 23 października 2018

    2010 - 2013 cz. 2

    Po zakończeniu się wakacji poszłam do nowej szkoły do gimnazjum.
    W domu:
    Sytuacja co raz bardziej się pogarszała. Co raz częściej dochodziło do kłótni, szarpanin, pobić. Wielokrotnie zostałam wyrzucona z domu. W tym przypadku dzięki Bogu mieszkałam w bloku, więc kiedy mnie wyrzucano to lądowałam na klatce schodowej. Tam przynajmniej było ciepło. Mama wielokrotnie zabierała mi pieniądze, które dostawałam od rodziny na np. urodziny czy imieniny. Ponadto tata stał się taki sam jak mama, ponieważ uważał, że skoro bronię się przed mamą to stanowię dla niej zagrożenie, a tak być nie może. Wówczas dochodziło do sytuacji, że tata mnie trzymał przeważnie za ręce i nogi przy podłodze, a mama w tym samym czasie mnie biła lub na odwrót, czyli mama mnie trzymała i w tym samym czasie tata mnie bił. Nigdy sobie nie poradziłam z tego typu sytuacjami.
    W gimnazjum:
    Od samego początku miałam problemy. Głównie z nauczycielką z matmy jak i z samą matmą, z kolejną grupą 5 chłopaków (część z nich znałam z podstawówki, 2 z nich dokuczało mi już wcześniej). Tym razem przysporzyli mi więcej kłopotów. Dostawałam pogróżki słowne, że mnie zabiją, zniszczą i tym podobne. Dochodziło także do rękoczynów ze strony owej grupy 5 chłopaków. Jednego dnia mnie pobili na korytarzu szkolnym. Nikt nic nigdy nie zrobił. Nauczyciele przymykali na to oko. Z moją klasą również miałam problemy. Wyzwiska, dokuczanie, pogróżki. Stworzono na naszej klasie profil o mnie. Miał na celu ośmieszanie mnie. Następnie stworzono kolejne konto tym razem na facebooku, które również miało mnie ośmieszać. Publikowano tam głównie zdjęcia, które robiono w szkole czasem nawet i poza szkołą. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Miałam dość problemów z którymi już sobie nie radziłam. A ze strony rodziny nigdy nie otrzymałam jakiejkolwiek pomocy.  W drugiej klasie na jednym z wf zauważyłam chłopaka z innej klasy, z rocznika niżej. Zakochałam się. To była moja pierwsza miłość, która później źle się skończyła. 
    Łaziłam za nim, znałam na pamięć jego plan zajęć nie znając nawet własnego, ubierałam się podobnie do niego, starałam się zwrócić na siebie jego uwagę - udało się ostatecznie! W sumie przez prawie rok zbierałam się na to, aby do niego zagadać. Nawet raz z przyjaciółką obmyśliłyśmy plan jak go poznać. I podstępem dowiedziałyśmy się jak ma na imię i gdzie mieszka oraz do której chodzi klasy. Naprawdę mi na nim zależało. W 2 klasie zagadałam do niego. Byłam przerażona. Chciałam go poznać, po prostu pogadać, ale on chyba wyczuł, że mi jednak chodzi o coś więcej. I powiedział mi w prost, że jeśli chcę się z nim umówić to najpierw muszę schudnąć i być chuda. To głównie wpłynęło na to, że postawiłam za cel osiągnięcia anoreksji na pierwszym miejscu. Jednakże nie był to jedyny powód, dlaczego zaczęłam się odchudzać w taki sposób. Początkowo ograniczałam tylko kalorie i zrezygnowałam ze słodyczy. Później zaczęłam się głodzić, stosować dietę typu SGD, jabłkowa, baletnica, ABC, HSGD. Codziennie piłam bardzo dużo kawy. Średnio 2 litry czystej, mocnej kawy. Raz wzięłam 2 tabletki Sudafedu. Miał mi on pomóc schudnąć. Nie pomógł, za to miałam wiele skutków ubocznych. Sudafed również wpłynął na pracę mojego serca. Z tego powodu dalej miałam problemy z sercem przez co często mdlałam w szkole i ciągle było mi duszno. Co gorsza zaczęłam tracić włosy w bardzo dużej ilości. (Porównując przed 2010 a teraz straciłam 2/3 ilości moich włosów. Co gorsza, wciąż nie odrosły.) Pod koniec 2 klasy również zaczęłam się okaleczać poprzez cięcie się. Głównie żyletką. Nosiłam ją zawsze w plecaku. W 3 klasie na balu gimnazjalnym ostatni raz się pocięłam. W toalecie, ponieważ zjadłam nadprogramowo jeden kawałek pizzy. Co więcej na sam bal gimnazjalny poszłam w sukience i w kardiganie, ponieważ miałam pocięte całe ręce i nie chciałam, aby to ktokolwiek zobaczył. W gimnazjum dalej miałam depresję z, którą dalej sobie nie radziłam.

    Tyle wypadało mi przy każdym myciu włosów,
    a włosy myłam średnio 5 razy w tygodniu.


    poniedziałek, 22 października 2018

    Bilans:

    - śniadanie: 3x słodkie bułki + czarna herbata (370)
    - w między czasie: 3x pączek z dziurką/donut (692)
    - obiad: 1x paluch czosnkowy z masłem, serkiem śmietankowym,
    ogórkiem świeżym, pieprzem + parówka + czarna herbata (507 + 130)
    - kolacja: kawa INKA (21)

    = 1720 kcal


    niedziela, 21 października 2018

    Wiara w ludzi nie umarła

    Hej! Dziś jest mój drugi zjazd na studiach (sobota). Ludzie są naprawdę mili choć mało pomocni jeśli chodzi o notatki z wykładów. Przed rozpoczęciem studiów myślałam, że ludzie po liceum/technikum nie zmieniają się. Szczególnie jeśli chodzi o chłopców. Myślałam, że większość z nich pozostaje takimi samymi idiotami. Naprawdę moja wiara w polski naród umarła z dniem zakończenia liceum, a tu taka miła odmiana. Kto by pomyślał?

    Ponadto wczoraj (pierwszego dnia zjazdu) miałam ogólne wykłady dla całego mojego kierunku. I śmieszna sprawa. Siedzę sobie w sali i widzę, że jakiś chłopak z innej grupy przez dłuższy czas wlepia we mnie wzrok. Sytuacja ta powtórzyła się kilka razy. Raz na stołówce, na kolejnych wykładach, w szatni i ponownie następnego dnia. Niby fajnie, ale z drugiej strony nie wiadomo o co takiemu chodzi. Słowem się nie odezwie, nawet oko mu nie mrugnie. Tylko stoi lub siedzi i nic tylko się intensywnie wpatruje. Ale że zakochał się (nadzieja umiera ostatnia). 😂😆
    A może w ten sposób okazuje niechęć do drugiego człowieka???

    Kilka tygodni temu zauważyłam, że mój żołądek zaczął mieścić więcej. Ponadto jest jedna rzecz, która mnie bardzo zastanawia i jestem ciekawa z czego to wynika. Otóż od około 3 tygodni mam tak, że jestem ciągle głodna. Np. zjem na śniadanie bułkę z masłem, serem żółtym, ogórkiem + czarna herbata i po około 15-20 minutach już jestem znów głodna. Po obiedzie poziom głodu spada, ale wystarczy godzina max 2 godziny i znów jestem głodna. O co chodzi? Dzieliłam się z tym z moją przyjaciółką i stwierdziła, że to wina ED. Nie sądzę by się myliła, ale skąd się to bierze? Niby fajnie, ale z drugiej strony jak jest się ciągle głodnym to ciężko jest się skupić na czymkolwiek. Co prawda początkowo powiązałam to z tym, że okres mi się zbliża, ale nie 3 tygodnie wcześniej?! Ktoś też tak miał lub ma?


    sobota, 20 października 2018

    Frytki z batatów i marchewki (przepis)


    Frytki

    Składniki: 
    - batat   
    - marchewki
    - oliwa z oliwek lub olej
    - przyprawy (u mnie: zioła prowansalskie, sól, pieprz)

    Przygotowanie:
    Batata i marchewki umyć. Nie obierać ich ze skórki! 
    Pokroić w paski grubości palca. Blachę wyłożyć
    papierem do pieczenia. Następnie polać już przygotowaną
    blachę oliwą z oliwek lub olejem. Pokrojone marchewki i batata
     położyć na blaszce. Je również oblać olejem oraz posypać przyprawami. 
    Piec w temperaturze 200°C przez 20 minut.


    *Porcja ma około 170 kcal. 


    Sos czosnkowy:

    Składniki:
    - jogurt naturalny
    - sól i pieprz
     - 2x ząbki czosnku

    Przygotowanie:
    Do jogurtu naturalnego dodać czosnek
    przeciśnięty przez wyciskacz. 
    Dodać sól i pieprz. 
    Smacznego!

    czwartek, 18 października 2018

    2010 - 2013 cz. 1

    Zakończenie podstawówki. Początek gimnazjum. Najgorszy koszmar w całym moim życiu. Między VI klasą podstawówki, a gimnazjum wyjechałam ponownie na wakacje nad polskie morze z tym, że tym razem sama z tatą. Wyjazd trwał 2 tygodnie. 1,5 tygodnia przeleżałam w łóżku nie robiąc kompletnie nic. Nie wychodziłam w ogóle z pokoju. Miałam jakby stany lękowe. Jeśli oczywiście można to tak nazwać. Wówczas miałam problemy z mówieniem, nie chciałam a zarazem bałam się wychodzić gdziekolwiek i za wszelką cenę unikałam jakichkolwiek kontaktów z innymi ludźmi (w tym z rodziną). Także doskwierały mi problemy z sercem. Często mnie ono bolało co skutkowało zażywaniem większej ilości leków baz pytania kogokolwiek o zgodę. Zabrzmi to śmiesznie, ale początkowo był mi przypisany tran w kapsułkach na te problemy. Jednak szybko zaczęłam sama go sobie kupować i brać po kilka tabletek na raz z nadzieją, że mi się polepszy. Niestety było coraz to gorzej. Jednym słowem był to mój początek depresji ze względu na całą moją życiową sytuację z, którą sobie zupełnie nie radziłam. Później było tylko gorzej (ze wszystkim).

    środa, 17 października 2018

    Bilans:

    • śniadanie: 1/2 rogala z makiem obtoczonego w jajku z cukrem pudrem, syrop klonowy, banan + herbata czarna (320)

    • przekąska: jabłko (40)
    • obiad: pierogi z mięsem, pomidor + woda mineralna z cytryną (400)

    • przekąska: ciasto czekoladowe + kawa mrożona INKA (200+15)

    • kolacja: 2x gruszki (140)

    = 1115 kcal



    niedziela, 14 października 2018

    2004 - 2010

    Początek podstawówki. Problemów w domu ciąg dalszy. Jednakże pojawiła się nadzieja, że może coś uda się zmienić. Tata zdecydował, że jest już na tyle źle w domu, że znalazł psychologa rodzinnego. Początkowo miałam tam chodzić z tatą, żeby Pani zapoznała się z problemem i zorientowała się z czym mam problem. Chodziłam do niej przez kilka miesięcy. Na kilku spotkaniach pojawiła się mama (sama, beze mnie). Taki był cały zamysł, żeby praca była głównie z mamą. Pamiętam, że jeszcze wtedy nie potrafiłam pisać i wszystko rysowałam u Pani. To czego nie potrafiłam opowiedzieć przedstawiałam ilustracjami. Jedynym rysunkiem, który pamiętam to było, że ja i tata jesteśmy ptakami (bocianami bodajże), a mama jest jakimś zwierzątkiem, które nie potrafi latać (żabą bodajże). Rysunek ten oznaczał, że ja razem z tatą odlatujemy od mamy i uciekamy, a mama zostaje, żeby już nic nam nie zrobiła. Szczególnie mi. Po kilku miesiącach zakończyliśmy wizyty u Pani psycholog, ponieważ sytuacja w domu się tylko pogarszała. W rzeczywistości efekt był odwrotny do zamierzanego.
    II klasa podstawówki - w domu nic lepiej.
    III klasa podstawówki - początek problemów w szkole i ciąg dalszy problemów w domu. Byłam tzw. prześladowana/nękana przez między innymi grupę 4 chłopaków i kilka dziewczyn z mojej klasy. Były to głównie wyzwiska i przekleństwa tyczące się mnie.
    IV klasa podstawówki - zmieniłam klasę w, której dotychczas się uczyłam, ponieważ moja klasa B została zlikwidowana na rzecz powstania nowej klasy - sportowej (klasy ES). W ten sposób przeszłam do klasy C. Jednakże tam problemów jednocześnie ubyło jak i przybyło. W domu się pogarszało. Natomiast sytuacja w klasie zmieniła się na trochę lepszą ze względu na to, że poznałam nową dziewczynkę, która w szybkim czasie zyskała (dla mnie) status przyjaciółki na dobre i złe. Niestety po roku nasza przyjaźń się rozpadła, ponieważ ona przeprowadzała się wielokrotnie. Obecnie mieszka we Francji nad Lazurowym Wybrzeżem. Nie utrzymujemy już kontaktu. (Niestety). Ale dzięki niej tamten rok jakoś przetrwałam. Co więcej w pewnym momencie stałam się wzorową uczennicą, a nawet byłam najlepsza z matmy w klasie. W kolejnych latach z moją matmą było tylko gorzej. Hahahah. IV klasę - zakończyłam z super wynikiem na głównym egzaminie oraz bardzo dobrymi ocenami.
    V klasa podstawówki - brak przyjaciółki mocno się na mnie odbił, problemy w domu dalej były, problemy w szkole także. Oceny mi się pogorszyły, a z końcowego głównego egzaminu uzyskałam o połowę mniej punktów niż w roku poprzednim.
    Co gorsza we wakacje letnie (między V, a VI klasą podstawówki zaczęłam pić kawę. Tę normalną kawę dla dorosłych. Zaczęło się od tego, że pewnego dnia podczas wakacji spędzanych nad morzem wraz z rodzicami zaczęła bardzo mnie boleć głowa. Powiedziałam o tym mamie z nadzieją, że da mi jakąś tabletkę i poprawi mi się. Jednak mama powiedziała mi, że nie mogę brać leków bo one są szkodliwe i zaproponowała mi kawę twierdząc, że kiedy ją boli głowa to pije kawę i wtedy ból mija. Nie chciałam pić kawy, ponieważ uważałam, że jest gorzka i tym samym niesmaczna. Ale skoro na tabletkę nie mogłam liczyć to stwierdziłam - dobra co mi szkodzi ważne, że przestanie boleć mnie głowa. Wypiłam. Od tamtego dnia mama coraz częściej proponowała mi kawę, ponieważ uważała, że jestem już na tyle duża, że powinnam pić kawę, bo kawa jest zdrowa, a poza tym ludzie w moim wieku kawę już dawno piją, więc ja też powinnam ją pić, żebym nie była gorsza. Po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do jej smaku i sama zaczęłam po nią sięgać. W gimnazjum ją przedawkowałam i zaczęłam mieć problemy z sercem.
    VI klasa podstawówki - w szkole trochę lepiej. Oceny trochę udało mi się polepszyć. Jednakże w domu bez zmian.


    piątek, 12 października 2018

    Bilans:

    - śniadanie: 1x bułka pszenna z masłem, serkiem śmietankowym Almette, 4x plasterki pomidora, sól, pieprz + herbata miętowa (364)
    - przekąska: 2x kabanosy cienkie + woda mineralna (100)
    - obiad: cheeseburger + woda mineralna  (291)
    - kolacja: wieśmac + czarna herbata (573)

    = 1328 kcal


    czwartek, 11 października 2018

    1997 - 2003

    17 stycznia 1997 roku - dzień kiedy się urodziłam, a zarazem początek mojego koszmaru. Problemy  w domu mam odkąd pamiętam. Problemy te dotyczą: przemocy fizycznej ze strony rodziców (głównie mamy), przemocy psychicznej (mama). Większość z tych sytuacji wydarzyła się za zamkniętymi drzwiami, w mieszkaniu moich rodziców i teoretycznie też mojego domu. Jednakże niestety dalej już nie patrzę na to jako "moje miejsce", jako "mój dom".
    Prawie codziennie były kłótnie. Mało było spokojnych dni. Wielokrotnie zostałam pobita. Często też dochodziło do sytuacji kiedy mama przytrzymywała mnie nogami do podłogi i biła. Wykręcała mi nogi i ręce, żebym jej nie uciekła i dalej mogła mnie bić. Czasem brała mnie na ręce, a następnie rzucała mnie na podłogę i dalej biła. Biła mnie głównie laczkiem (nosiła wtedy gumowe), paskiem (skórzany z metalową klamrą), ręką i wszystkim co aktualnie jej wpadało w ręce. Kilka sytuacji, które jeszcze pamiętam:
    - Było to lato. Miałam około 5 lat. Pojechałam z mamą do miasta (do centrum miasta) załatwić jakąś sprawę. W drodze powrotnej doszło do kłótni. Nie pamiętam o co chodziło. Tak samo jak przyjechałyśmy tak samo wracałyśmy - tramwajem. Jednakże kiedy wsiadałam z mamą do tramwaju (wchodziłam za nią) ona wypchnęła mnie z niego. Krzyczała, że mnie nienawidzi i mam się trzymać od niej z daleka. Wypadłam z tramwaju. Drzwi tramwaju się zamknęły i tramwaj odjechał. Zostałam sama na przystanku. Po jakimś czasie zaopiekowała się mną jakaś starsza pani. Zaprowadziła mnie do domu mojej babci, która mieszkała w pobliżu. Stamtąd odebrał mnie tata. Razem z nim wróciłam do domu. W domu był ciąg dalszy kłótni.
    - Kiedy miałam około 5-6 lat lubiłam czas spędzać na zabawie w moim pokoju. Kiedy tak siedziałam tam i bawiłam się, usłyszałam, że mama chyba coś gotuje w kuchni. Stwierdziłam, że pójdę i zobaczę co ona ta robi. Poszłam do kuchni. Drzwi były zamknięte. Otworzyłam je. W tedy mama podłożyła mi nóż pod szyję, który w tamtej chwili używała i zaczęła na mnie krzyczeć. Przestraszyłam się i wróciłam do swojego pokoju. Byłam przerażona. Nie wiedziałam nawet co takiego zrobiłam.
    - Lato. Byłam sama z mamą w domu. Doszło do kolejnej kłótni. Szarpała mnie, biła mnie, krzyczała na mnie klnąc przy tym jak zawsze. Tyle ile pamiętam to pobiła mnie w kuchni. Jednak udało mi się wykorzystać moment, kiedy mama stała obok i uciekłam jej do salonu. Zaczęła mnie gonić. Z mojej szafy na ubrania wyciągnęła skórzany pasek z metalową klamrą i zaczęła biec w moim kierunku. Kiedy ją zobaczyłam ukryłam się w koncie. Cały czas płacząc i prosząc, aby przestała. Wtedy mnie dopadła. Przytrzymała mnie mocno do podłogi. Trzymała mnie za ręce i nogi i zaczęła mnie bić paskiem. Najpierw po klatce piersiowej i rękach - częścią skórzaną, a następnie kilkakrotnie uderzyła mnie tą metalową klamrą po nogach. Ślady pobicia zostały mi do dziś. Obecnie mam 21 lat.
    - Kilkakrotnie zdarzyło się, że pobiła mnie kablem od odkurzacza. Najbardziej bolało wtyczką. Głównie po plecach.
    - Pewnego dnia, kiedy miała urodziny zrobiłam jej wielką kartkę z życzeniami. Była w tedy zła. Kolejna kłótnia. Przy mnie podarła ją, a następnie wyrzuciła do śmietnika. Nawet nie zdążyła przeczytać tego co było w środku.
    - Kilkakrotnie zdarzyło się, że sąsiedzi dzwonili na policję, że są hałasy o późnych godzinach. Nie lubiłam kiedy policjanci pukali do naszych drzwi. Bo na ten czas rodzice zamykali mnie w pokoju i udawali, że wszystko jest w porządku. Za każdym razem było tak samo. Kiedy policjanci już opuścili nasze mieszkanie i odjechali samochodem spod bloku. W tedy mama jeszcze mocniej mnie biła, a tata przeważnie nic nie robił. Szedł do innego pokoju zamykając drzwi za sobą i również udawał, że wszystko jest ok.
    - W dzieciństwie mama nauczyła mnie nie płakać. To było po tym jak policja zaczęła nas częściej odwiedzać i po tym kiedy było dużo skarg od sąsiadów. Za każdym razem kiedy płakałam kiedy mnie biła, mówiła a czasem krzyczała przy tym, że mam "zamknąć pysk/gębę", "zamknąć się" bo jak przestanę płakać to nie będzie mnie tak mocno biła. Przeważnie przestawałam płakać i/lub krzyczeć. Choć nie bolało mniej. I biła mnie tak samo mocno tylko różnica była taka, że biła mnie krócej.
    To tylko kilka sytuacji. Jest ich znacząco więcej, ale nie jestem ich tu wszystkich opowiedzieć. Za dużo ich było.
    Tak przedstawia się moje dzieciństwo. Większość czasu przesiedziałam w moim pokoju płacząc, krzycząc i prosząc, aby to wszystko się w końcu skończyło.


    poniedziałek, 8 października 2018

    Sprawy informacyjne

    Studia:
    Lingwistyka stosowana została ostatecznie porzucona i poszła w zapomnienie. Pojawił się nowy pomysł. Tym razem Poznań - UAM. Zdradzę więcej szczegółów jak już wszystko będzie załatwione i pewne na 100%.

    HAUL lodów:
    Nie zapomniałam o nim. Wciąż jest w toku tworzenia. Dużo w nim do przejedzenia xd.

    "Moja historia":
    Większość tekstów już napisałam. W nie długim czasie pojawi się pierwszy wpis.

    Przepisy:
    Jak na razie nic się raczej nie pojawi. Pomysłów, czasu i pieniędzy brak. I jak tu żyć. Poza tym za kilka dni stracę kuchnię - będzie w remoncie. Później może moje życie się jakoś odmieni i cud jakiś na mnie zadziała. Pożyjem, zobaczym. Amen!


    sobota, 6 października 2018

    Nieoczekiwany przebieg studiów

    W tym roku poszłam na studia I stopnia zaoczne do Gdańska na kierunek lingwistyka stosowana. Początkowo było wiadomo, że po zebraniu minimum 25 osób zostanie utworzony kierunek, który następnie zostanie podzielony na 2 lub 3 grupy, po to, aby dopasować poziom języka niemieckiego pod studentów. W tym przewidziane było stworzenie grupy dla osób bez znajomości języka niemieckiego.
    Dziś na pierwszym wykładzie dowiedziałam się, że jednak grupa dla osób bez znajomości języka niemieckiego nie zostanie utworzona, ponieważ większa część grupy zna ten język. Co gorsza, grupa od dnia kiedy zaczęły się zajęcia (6.10) idzie tokiem nauczania niemieckiego zaczynając od poziomu B2. Oznacza to tyle, że ci co nie rozumieją niemieckiego nie są wstanie go opanować na takim poziomie jak jest to wymagane przez uczelnię.
    I są dwie możliwości:
    1) opanowujesz niemiecki w 2-3 miesiące z poziomu A1 na B2
    lub
    2) rezygnujesz ze studiów.
    Wybrałam drugą opcję. Nie chciałabym mieć jeszcze większych problemów z zaliczeniami, egzaminami i wykładowcami. W związku z tym jestem załamana i czuję się okropnie źle. Jest mi smutno. Ze względu na to, że i tak wszystko u mnie i tak już jest opóźnione i rodzina mi to od lat wytyka to jeszcze kilka tygodni temu cieszyłam się, że mnie przyjęli na ten kierunek. Mimo, że zaoczne to i tak było by dobrze. Lepiej niż obecnie. Aktualnie jestem bez pracy, nie studiuję - ogólnie tragedia. I czuję, że iście w kolejne nowe języki u mnie nie ma sensu. Potrzebuję czegoś konkretnego i najlepiej po polsku. Ewentualnie po angielsku bo w tym języku bez większych problemów rozumiem. Oczywiście nie 100%, ale przynajmniej rozumiem.


    wtorek, 2 października 2018

    Jesienna owsianka

    Bilans:

    • śniadanie: owsianka z musem jabłkowym i nerkowcami + herbata z aronią i acai (580)

    • przekąska: 2x gruszki (151)
    • obiad: makaron z jajkiem i ketchupem + woda mineralna (380)

    • kolacja: herbata miętowa

    = 1111 kcal


    poniedziałek, 1 października 2018

    Plany na październik i listopad

    Hej! W czasie wakacji dużo rozmyślałam nad tym jak połączyć studia, pracę i bloga - aby na wszystko znaleźć czas. I doszłam do wniosku, że październik i listopad będą to miesiące, w których poruszę dużo ważnych, w pewnym sensie zapomnianych tematów i jeszcze nieopowiedzianych historii. I z pewnością wrócę do początków blogowania, jak i tego co było przed blogiem, kim jestem, itd. Zatem w trakcie tych dwóch miesięcy nie będę skupiać się na bilansach. Blog stanie się bardziej tematyczny oraz zyska na uzupełnieniu wielu informacji.
    Poza tym, oczywiście bilanse też będą wpadać, prawdopodobnie bez zdjęć posiłków. A to, dlatego, że wszystkie moje zdjęcia zawsze wykonuje w świetle dziennym, a jak wiadomo październik i listopad nie należą do słonecznych miesięcy. Ponadto w pracy nie będę miała możliwości wykonywania zdjęć posiłków. Dużo też będę poruszała się różnego typu transportem, szczególnie pociągami - stąd spożywane posiłki nie będą na jakimś zaawansowanym poziomie.
    Nie wiem co będzie z grudniem. Wydaje mi się, że będzie to już ciekawszy miesiąc ze względu na święta. I możliwe, że wpadną jakieś przepisy na słodkości, ale nie tylko - nic nie obiecuję! Będzie to mój pierwszy rok na studiach w życiu i nie wiem jak to będzie wyglądało. Teraz mam jakieś plany na organizację, ale rzeczywistość może okazać się być inna. Więc pożyjemy, zobaczymy jak się wszystko ułoży.