piątek, 29 czerwca 2018

Co nauczył mnie Londyn

Hej! W poprzednim poście opisałam Wam moją wyprawę do Londynu, a dziś chciałabym się zająć tym co dał mi wyjazd do Londynu oprócz oczywiście dalszej nauki języka angielskiego i spędzenia większej ilości czasu z rodzinką.
No to tak - po pierwsze: Londyn nauczył mnie mienia dystansu do siebie, ponieważ na londyńskich ulicach znajdziecie mnóstwo ludzi ubranych w przedziwnie dobranych kolorach i przedziwnych różnych strojach, które w rzeczywistości bardzo często są wyznacznikami danej kultury czy też religii lub po prostu wykazaniem się bogatą fantazją autora. I dzięki temu spacerując nie tylko po słynnych ulicach, ale również po tych zwyczajnych nie czułam różnicy między mną, a innymi, mimo, że na co dzień w Polsce różnica ta mnie razi i często sprawia dyskomfort w prozaicznych sytuacjach.
Po drugie: otwartości na innych ludzi - bez znaczenia na to kto skąd pochodzi, jaki ma kolor skóry, z jakim mówi akcentem, jaką wyznaje religię, czy nawet jak wygląda. Wszystko to sprawiło, że zarówno ja stałam się bardziej otwarta na innych jak i zaczęłam do swojego cichego, zamkniętego świata "wpuszczać" coraz to więcej osób. Dzięki temu zaczęłam bardziej akceptować swój wygląd, dostrzegać zalety oraz umieć mówić o swoich wadach i nie próbować ich na siłę zamaskować, ale umieć sobie z nimi radzić. Małymi kroczkami do przodu.
Następnie: jedzenia publicznie - brzmi to zapewne śmiesznie jak nie głupio, ale naprawdę dopiero w Londynie dotarło do mnie, że jedzenie w towarzystwie innych ludzi nie jest w cale aż takie straszne i co lepsze - nawet nie boli! Otóż dotychczas zawsze z jedzeniem w miejscach publicznym kojarzyło mi się, że każdy się na mnie patrzy i komentuje po cichu każdy mój ruch. Ale na szczęście się myliłam, ponieważ naprawdę mało kogo interesuje co jesz i jak wyglądasz spożywając posiłek. Jedynie co może być nie raz stresujące i budzić jakieś małe kontrowersje to wtedy kiedy przykładowo ochlapiemy się mocno barwiącą zupą, wylejemy na siebie napój (wystarczy oblać się wodą) i już w naszym kierunku lecą dziwne spojrzenia czy też upaćkamy się ketchupem wylatującym z hot-doga. Spokojnie! To i tak nie jest najgorsza sytuacja jaka Was może w życiu spotkać, dlatego spokój i opanowanie to w takiej chwili podstawa!!

Co więcej: Po moich kilkunastodniowych obserwacjach widzę, że ostatnio jakoś częściej się uśmiecham i odbija się to na moim nastroju. Mianowicie Brytyjczycy to bardzo ciepły naród. Gdzie się nie pójdzie to niemalże każdy (i nie tylko pracownicy sklepów, ale też zwykli przechodnie) pierwsze co to na dzień dobry obdarowują Cię uśmiechem, który w pierwszej chwili wzbudza u ciebie ciekawość z myślą - co się człowieku tak szczerzysz, a widziałeś ty pogodę na zewnątrz?! Czułeś jak grzeje?? Przecież w cieniu nie wystoisz przez chwilę bo zaraz padniesz jak mucha przez ten upał!! - jednak po chwili ciekawość ta zmienia się w uczucie radości i myśli, że dobrze rozpoczęłam poranek mimo iż każdego poranka wstaję lewą nogą. Natychmiast uśmiech odwzajemniam i mam kolejne pozytywne odczucie, że tym razem to ja zrobiłam coś dobrego bo mogłam tak zwyczajnie po prostu podzielić się z kimś moich uśmiechem i móc go podać dalej. Więc tym razem to czego nauczył mnie Londyn to tego, że warto uśmiechać się. Jak najwięcej i jak najszczerzej!
Ponadto: I jest to chyba najważniejsza - Londyn dał oraz nauczył mnie spokoju (ogólnie). Polega to na tym, że codziennie wiele rzeczy dzieje się nieoczekiwanie i są to nieraz sytuacje lepsze jak i gorsze, trudniejsze, ale za każdym razem warto pamiętać o tym, że siła spokoju wygra jeśli ja nie poddam się nerwom i np. nie wpadnę w panikę. W momencie kiedy to ja przejmę kontrolę nad swoimi emocjami - będę zwycięzcą. I pozwolę sobie na to, że czasem po marudzę, po krzyczę, po złoszczę się aż w końcu dam upływ swoim złym emocjom, ale w sposób taki, który nikomu nie wyrządzi choćby najmniejszej przykrości. Ruch i ćwiczenia zawsze się dobrze sprawdzają ;-)

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Londyn

Dzisiejszy post nie będzie pasował do ostatniego posta, ponieważ mój sposób odżywiania zmienił się wraz z wyjazdem. Otóż 15 czerwca wyjechałam do Londynu na 11 dni. Przyjechałam tu w celach turystycznych i aby odwiedzić rodzinkę. Jest naprawdę cudownie. Jednakże mój sposób odżywiania się jest czystym przypadkiem. Dlatego, że na te kilkanaście dni stałam się testerem londyńskiego jedzenia. Na przykład dziś sporo chodziłam między innymi zwiedziłam SOHO, Oxford Street, Parlament, China Town, Hyde Park I wiele innych. Na jutro mam zaplanowane by dalej zwiedzać Oxford Street bo to bardzo długa, a zarazem ciekawa ulica. Poza tym dużo się dzieje, ponieważ na każdy dzień mam zaplanowane inne miejsca do zwiedzania.
Co z jedzeniem i bilansami? One też czasem są przypadkowe i o różnych porach dnia. Ale mimo to staram się utrzymywać możliwie zdrowe odżywianie.

W takiej okolicy mieszkałam


Portobello Road

Borough Market

Chinatown - lody o smaku zielonej herbaty







sobota, 16 czerwca 2018

Mój obecny sposób odżywiania się

Hej!
Od kilku tygodni odżywiam się w inny sposób niż dotychczas. Zmiany wynikają z tego, że w tym roku pisałam matury i to sprawiło, że poczułam się w pewnym sensie wolna i bardziej nie zależna. Po za tym mam więcej czasu bo nie mam już szkoły. I już dawno temu, jeszcze w czasie szkoły postanowiłam, że po maturach dam z siebie swoje 100% i zacznę odżywiać się możliwie zdrowo i postaram się schudnąć. Cel - schudnąć - łatwy do osiągnięcia nie jest. Szczególnie, dlatego że od 2 lat moja waga stoi w miejscu. A jedynie co się z nią dzieje to co jakiś czas rośnie, ale już w zamian za to nie spada. Poza jednym małym wyjątkiem. W październiku w 2017 roku dzięki 1,5 tygodniowej "głodówce" schudłam 5-7 kg, ale po pewnym czasie waga zdążyła wzrosnąć.

Co więcej na mój sposób odżywiania się wpływ miało także odbicie w lustrze, postrzeganie samej siebie oraz rodzina i znajomi. A także zbliżające się lato, a co za tym idzie - wakacje!

Przechodząc do rzeczy:
Główną zmianą jest większa ilość spożywanych owoców i warzyw. Ponadto zrezygnowałam ze słodkich napoi, a w zamian piję więcej wody mineralnej. Unikam słodyczy jednakże dopuszczam te wegańskie i raz na 100 lat pozwalam sobie na te zwykłe. Więcej śpię (sen ma wpływ na hormony i poprzez sen nasz organizm się regeneruje). Więcej sama gotuję. Więcej się ruszam, to znaczy zaczęłam biegać; ćwiczę cardio w domu, na dworze, dużo jeżdżę na rowerze. ALE gdyby komuś przyszło do głowy i zaczął się zastanawiać nad tym czy ja przypadkiem nie dążę do bycia vege/veganką? Odpowiedź brzmi NIE. Ponieważ nie czuję potrzeby zaprzestania jedzenia mięsa. Poza tym nawet gdybym chciała to przynajmniej dla mnie nie jest to możliwe bo całoroczne bycie veganem wydaje mi się być dość kosztowne. Szczególnie w polskim klimacie, gdzie warzywa, a szczególnie owoce po lecie robią się drogie i nie jest to już to samo co w okresie wakacyjnym. Co jeszcze jest ważne to to, że u mnie w jadłospisie jest dużo mleka. Ograniczam się do kupowania mleka o obniżonej zawartości laktozy, a mleko sojowe kupuję kiedy znajdę w niskiej cenie. Owszem podoba mi się to w jaki sposób odżywiają się veganie, jednakże na ten moment nie widzę się jako veganki.

niedziela, 10 czerwca 2018

HAUL Superfoods cz.2

Witajcie!
Dziś przybywam do Was z drugą częścią haula z Superfoods. Pierwsza pojawiła się w zeszłym miesiącu http://proana-is-my-dream.blogspot.com/2018/05/haul-superfoods-cz1.html. Niestety dziś mam do przedstawienia Wam zaledwie 4 produkty zaliczające się do Superfoods, a to dlatego, że jak na razie nie znalazłam więcej ciekawych i takich, które mogłaby polecić.

Kawa zielona 
(nie matcha)



Właściwości:
   - działa pobudzająco ze względu na zawartość kofeiny             
Użycie:
Ja parzę ją w dzbanuszku z sitkiem, po to, aby
fusy nie wpadły mi do kubka 😄
Smak:
W smaku podobna jest do zielonej herbaty, z tym, 
że akurat tą którą ja mam dodatkowo jest o smaku pomarańczowym. 
Cena:
 około 13-14 zł za 250 g


Maca 



Właściwości:
   - działa pobudzająco ze względu na zawartość kofeiny             
- bogate źródło białka
        - reguluje gospodarkę hormonalną 
Użycie:
Ja przeważnie dodaję ją do smoothie.
Smak:
Ma bardzo ostry, wyrazisty zapach. Nie pachnie zachęcająco, niestety.
Cena:
 około 15 zł za 100 g


Tapioka



Właściwości:
           - jest lekkostrawna             
- nie zawiera glutenu
        - nie jest bogata w witaminy ani minerały 
Użycie:
Jest w moim codziennym użytku. 
Dodaję ją na ogół do owsianki/jaglanki.
Jednakże służy mi tylko do ozdabiania posiłków.
Smak:
brak
Cena:
 około 6 zł za 150 g


Młody jęczmień



Właściwości:
   - wspomaga leczenie trądziku
- pomocny w odchudzaniu
Użycie:
Ja zazwyczaj dodaję go do smoothie,
aby nadać mu piękny jasno zielony kolor.
Smak:
Pachnie jak świeżo skoszony trawnik.
Cena:
 około 13 zł za 100 g


*Post ten nie jest sponsorowany.