poniedziałek, 26 lutego 2018

USG jamy brzusznej

Oryginalny wpis pochodzi z 1 czerwca 2016 roku. 

Pisałam już o bólu brzucha z lewej strony. I związku z tym, w końcu postanowiłam coś z tym zrobić. Dlatego udałam się do lekarza ogólnego do przychodni. Poprosiłam o skierowanie na USG jamy brzusznej. Na samo przyjęcie na USG czekałam miesiąc. Dziś właśnie na nie idę. Cieszę się, że ten dzień już nadszedł bo jak najszybciej chciałabym zacząć działać by pozbyć się problemu. W tym momencie nie zależy mi na szybkim pozbyciu się tych bólów, ale na tym, aby skutecznie się z nimi uporać i aby możliwie nigdy się już nie pojawiły.
Naprawdę bardzo bym chciała, aby zdjęcie USG wykazało, że mam coś pęknięte wewnątrz lub, że coś mi się powiększyło, albo, że lekarz zauważy coś niepokojącego i skieruje mnie do następnego lekarza/y.  BO jeśli zdjęcie pokaże, że faktycznie coś jest nie tak będę mogła zacząć działać. Może będę musiała zacząć brać tabletki, może odbędę wędrówkę po lekarzach, ale dzięki nim pozbędę się dyskomfortu pojawiającego się w nieoczekiwanych sytuacjach, a może pozbędę się tego raz na zawsze.
Ponadto zauważyłam, ze moja waga stoi. Dosłownie. Tak jak ktoś mi zalecił stosowałam dietę (pół na pół) dietę 1500 kcal, a że to nie pomogło to udałam się do dietetyka, który tez nie pomógł. Moja waga potrafi spaść o 2-4 kg w dół a następnie po kilku dniach - przy tym samym odżywianiu, nie zmieniając produktów, przy obecnym ruchu (nie codziennie, ale co jakiś czas) - waga potrafi znów się podnieść do 87 kg. Obecnie ważę 87 kg. Jest to naprawdę meeeeeega wkurzające, ponieważ żyję tak samo od kilku miesięcy. A kilogramów albo trochę ubywa, po czym po kilku dniach znów wracają, albo waga stoi w miejscu, choćbym nie wiem co robiła. Mam nadzieję, tak wielką nadzieję mam, że jestem na coś chora albo, że będę musiała się zacząć leczyć albo, że będę musiała zacząć  zażywać masę tabletek lub cokolwiek innego. Ale proszę, bardzo bardzo proszę niech coś mi wyjdzie. Może to być duże lub małe, a nawet wielkie, Niech tylko zdjęcie USG coś wykaże, że coś mi dolega bo jak nie to dalej będę w tym samym martwym bez wyjścia punkcie.



poniedziałek, 19 lutego 2018

Silny ból brzucha z lewej strony (trochę o bbls) - ja się to wszystko zaczęło

10 stycznia 2016 roku zamieściłam post odnoszący się do bólu brzucha z lewej strony. Poniżej krótkie przypomnienie o co chodziło.

Hej! Już od ponad roku co jakiś czas miewam silne bóle brzucha po lewej stronie na dole. W 2014 w październiku/listopadzie ból był nie do zniesienia. Było to uczucie jakbym miała w brzuchu w środku mnóstwo małych baloników i co kilka minut, któryś z nich by pękał. Wówczas czułam jakby pękanie w brzuchu i przy tym bardzo silny, kurczowy ból. Ból ten nie pojawiał się ani przed, ani po jedzeniu . Pojawiał się po prostu znienacka. W następnych kilku miesiącach ból się trochę złagodził, a następnie powrócił w grudniu 2015 roku. Na pewno nie są to bóle miesiączkowe, czy też te występujące przed okresem. No-spa nie działa, kropelki od pielęgniarki też nie.
Piszę o tym, ponieważ liczę na to, że ktoś przeszedł już przez coś takiego lub podobnego i wie jak temu zapobiec następnym razem, a najlepiej jak się tego problemu pozbyć. W przyszłym tygodniu zdecydowałam się wybrać do lekarza od brzucha (gastrologa) - jeśli w ogóle uda mi się dostać skierowanie. Mam nadzieję, że jeśli  sięgnę po pomoc lekarską to przyniesie ona długo wyczekiwany pozytywny rezultat.

Od tamtego czasu trochę się pozmieniało. Ból już nie występuje na środku, ale w zamian za to po lewej stronie u dołu. Nazwałam go w skrócie bbls, czyli ból brzucha z lewej strony.








sobota, 17 lutego 2018

Mały update co tam u mnie

Małą czcionką zaznaczyłam swoje dygresje do całego tematu. Takie jakby rozszerzenie myśli, zdania. 😉

Sposób odżywiania
Od kilku tygodni (około 3), zaczęłam jeść większe porcje posiłków szczególnie śniadań. I zauważyłam, że coraz lepiej-łatwiej idzie mi zjedzenie np. na śniadanie składającego się z 1,5 kromki ciemnego chleba z masłem, 2 plastrami sera żółtego, ketchupem czasem ogórkiem + czarna herbatka.  Drugiego śniadania jako tako nie ma. Chyba że, wciągnę jakiś owoc lub smoothie na mleku. Ponieważ zawsze kiedy robię smoothie robię je na mleku poniżej 1,5%, ponieważ zauważyłam, że mój organizm niezbyt radzi sobie z trawieniem laktozy. Szczególnie czystego, zwykłego mleka 1,5 % i wzwyż. Jeśli już owe mleko wypiję (a wystarczy zaledwie pół szklanki) to przez kolejne 3 - 4 dni chodzę jakby napompowana to znaczy nie czuję kompletnie głodu i wtedy tzw. "przybieram". Obiad przeważnie przyrządzam sama. Czasem chodzę do rodziców, a jeszcze innym razem odgrzewam coś na szybko np. pół pizzy, pierogi, itp. Ale jeśli już przygotowuję cokolwiek to staram się by nie były to za duże porcje bo po obfitym śniadaniu nie jestem wstanie zjeść zbyt dużo. Podwieczorek to przeważnie coś słodkiego - ciastko/a, smoothie raz jeszcze, jakiś owoc. A kolacja mam wrażenie, że to kwestia przypadku. Jak zgłodnieję to jest to pora przeważnie już nocna - 22, 23, 24, a czasem i pierwsza w nocy. I wtedy jak zacznę jeść to skończyć nie mogę. Aż do pełnego żołądka, ale tak wiecie pełnego, pełnego. Koszmar. Średnio dziennie przyjmuję około 2500 kcal. Oczywiście zdarza się i mniej i więcej, ale to jest taka średnia. 

Kiedy zacznę jeść zdrowiej
Ogólnie dziś mnie chyba olśniło, że tyle co ja jem to jest za dużo i warto by zacząć jeść mniej. Co niekoniecznie póki co mogło by oznaczać zdrowiej. Zdrowe żywienie wprowadzę po maturze no i przede wszystkim latem, lub też późną wiosną. Ale na pewno po maturze! Kiedy to już będę żyć bez większej presji i zacznę pracować.

Waga
Obecnie moja waga mieści się między 90 kg a 93 kg. To zależy od dnia. Nie ma tak, że jakoś waga mi poważnie wzrasta albo, że jakoś drastycznie spada. 😁 Póki co nie nastawiam się na odchudzanie bo jestem świadoma tego, że to i tak nie nastąpi, bynajmniej na razie.

Włosy
Od czasu kiedy zaczęły wypadać (2013 rok) tak dalej wypadają. Z tym, że nie już w takiej ilości. Dzięki Bogu! Dziennie wylatuje ich kilkanaście. I liczę tu te, które znajduję w umywalce. Zarówno rano jak i wieczorem. Wciąż jeśli chodzi o naturalny kolor są matowe i płowieją. Ponadto siwieję i jest to szczególnie widoczne na skroniach, czyli tam skąd najpierw zaczęły wylatywać. Dopiero później zaczęły mi wylatywać z tyłu, a tam to nie wiem jak to tam wygląda bo wzrok mi tam nie sięga. xd
Co więcej, w czerwcu po raz pierwszy po już dłuższym czasie nie farbowania się szamponetką, właśnie pofarbowałam się ponownie i od tamtego czasu jeszcze mi się farba nie wypłukała. A na opakowaniu napisane jest, że farba na włosach utrzymuje się do 28 myć, czyli już dawno jej nie powinnam mieć. Co lepsze, kolor wypłukał mi się tylko u nasady. Więc wpadłam na pomysł, że jak pofarbuję się tym razem jaśniejszą farbą, to wrócę do bardziej "naturalnego" koloru. Tak, bardzo tęsknię za moimi pięknymi gęstymi, kasztanowymi brązowymi włosami.  Ale teraz to dopiero śmiesznie wygląda ponieważ odrosty są w kolorze farby po ostatnim farbowaniu - jaśniejszą farbą, a reszta jest w kolorze starej farby.


środa, 14 lutego 2018

Walentynkowe Thinspiracje

Z racji tego, że ostatnie thinspiracje były dopiero co,
a dziś znów nowe pojawiają się na blogu - to 
jest ich o połowę mniej. 😉






niedziela, 11 lutego 2018

Nowy początek/Kontynuacja tego co zaczęłam

Dzisiejszy post jest do tych osób, które poszukują bloga o tematyce pro ana. I kiedy zagłębią się w mojego bloga - doznają szoku, ponieważ mój blog od kilku już miesięcy nie ma za wiele wspólnego z ruchem pro ana. Poniżej znajduje się post z 11 sierpnia 2016 roku - z mojego pierwszego bloga.

Analizując poczynania na moim blogu (moje działania - to co zrobiłam i jak wiele zaplanowałam, część zrobiłam a druga część pozostała w mojej pamięci) doszłam do jednego wbrew pozorom prostego wniosku - TEN BLOG nie jest o pro anie (anoreksja/bulimia), a o ED (Eating Disorders), czyli o zaburzeniach odżywiania. Czyli nie skupia się tylko na tych dwóch "chorobach" czy jak ktoś woli "stylach życia". Już od zeszłego roku od marca staram się jeść choć teraz to już norma 1500 kcal. Czasem mniej, czasem więcej. To prawda, stosowałam diety typu SGD, ABC, jabłkowa, detoks włączając w to głodówki, wymiotowanie, przeczyszczanie się i ten nieszczęsny Sudafed. Piłam kawę w ilościach takich co by nawet najtwardszego powaliła. Ćwiczyłam nie raz do utraty tchu, aż zaczynało mi się kręcić w głowie i robiło mi się słabo na myśl o jakichkolwiek powtórzeniach ćwiczeń. Potrafiłam wstawać w nocy, żeby ćwiczyć po to, aby spalić więcej kalorii. Przez ostatnie 4 lata dzielnie znosiłam trud życia z zaburzeniami odżywiania. Ale to pomału wykańcza.
Myślę, że przygodę z pro aną zaczęłam naprawdę dobrze w czerwcu 2012. W 2013 roku też sobie bardzo dobrze radziłam, ale w 2014 miałam 2 razy jojo przez co przybyło mi 15 kg. Wtedy wszystko się posypało, ale walczyłam dalej. W 2015 roku dobiłam swój organizm ostatecznie. A rok 2016 to jedna wielka niewiadoma. Raz lepiej raz gorzej. Jednak z grubsza jest źle. Obecna waga waha się między 88 kg a 90 kg. A przecież zaczynałam tu z wagą 70 kg.
Post powstał po to, aby nie którym przedstawić prawdziwy obraz obecnej sytuacji oraz uświadomić, że nie założę nowego bloga "bo nie jem 300 kcal dziennie - więc nie jestem pro ana". Może i nie jestem, ale moja historia tak właśnie wygląda i nie jestem wstanie zmienić mojej przeszłości. Ponadto myślałam już o bardziej odpowiednim tytule bloga jak i linku do bloga, tak aby treść bardziej pasowała do bloga jednak w tej chwili i na pewno w ciągu najbliższych 10 miesięcy na pewno nie zmienię nazw, ponieważ nie mam jeszcze na nie pomysłu oraz nie mam na to czasu.


Skoro życie mam tylko jedno to na blogu tym pozostanę. Stworzyłam go i nie odejdę stąd dopóki nie dopnę swego, czyli nie osiągnę (mojej) perfekcji. Możliwe, że będzie to jeden z najdłużej prowadzonych blogów pro ana/ed.

piątek, 9 lutego 2018

Plany na ferie + podsumowanie tłustego czwartku

Hej! Ten rok jest zupełnie inny niż jakikolwiek kiedykolwiek. Na pewno już o tym pisałam, ale krótko przypomnę - w zeszłym roku miałam zdawać maturę, ale ostatecznie jej nie zdawałam, ze względu na to, że moje problemy (jakie mam przede wszystkim z mamą) wyszły na jaw oficjalnie w szkole. Dlatego szkoła dała mi możliwość powtarzania klasy maturalnej, ale jako absolwentka. Czyli szkołę ukończyłam w zeszłym roku, a teraz chodzę do wybranych klas na wybrane lekcje (tylko te maturalne). A co za tym idzie dziennie mam średnio 2 godziny lekcji i raz w tygodniu 3 godzinny. W związku z tym mam dużo czasu na naukę, ale nie wiem czemu, ale jakoś mi ona nie idzie. I martwi mnie to.

Ponadto dziś rozpoczęłam ferie. W zeszłym roku miałam super plan na całe ferie. Natomiast w tym roku mam zamiar podejść do "diety"/odżywiania na luzie i głównie skoncentrować się na nauce.

Tłusty czwartek już za nami. W zeszłym roku zjadłam 6 pączków, a w tym roku pochłonęłam zaledwie 3. Oby w przyszłym roku ta liczba się pomniejszyła i spadła do 1!