niedziela, 29 października 2017

Prawda wychodzi na jaw

W 2015 po raz pierwszy wyszłam z tematem o ed do mojej mamy - i nic dobrego z tego nie wyszło. W dużej mierze było to do przewidzenia, ale byłam wtedy w pełni zdesperowana tamtejszą wagą i robiłam co mogłam.

W tym roku w czerwcu (bodajże 30 czerwca) - temat ten podjęłam z moim kuzynem. Jest ode mnie o rok starszy. Na rozmowę z nim o tym zbierałam się przez kilka lat. I co najważniejsze rozmowa przebiegła bardzo dobrze z równie wspaniałym rezultatem. Nasz kontakt zdecydowanie się polepszył.  Co mnie niezmiernie cieszy. W tej rozmowie, uświadomiłam mu, że jego komentarze odnośnie mojego wyglądu przez lata w pewnym sensie kształtowały mnie i one również wpłynęły na to, że miałam do czynienia z ed. (Co gorsza wciąż mam.)

17 października ponownie temat wyszedł, ale nie dlatego, że chciałam o tym z kimkolwiek rozmawiać. On po prostu wyszedł. Tym razem osoba, która się dowiedziała to moja ciocia (żona mojego ojca chrzestnego). Więc jest to bliska rodzina, z którą jestem w stałym kontakcie. Mamy dobrą relacje, ale bez porywu - mogło by być lepiej.

Wczoraj temat odnoszący się ed w moim przypadku czyli: anoreksja, bulimia i obecne problemy ze zdrowiem wyszły już po raz ostatni jeśli chodzi o rodzinę. Jednakże dziś był to mój tata. I zarówno dziś jak i poprzednio temat ten nie wyszedł, ponieważ ja tego chciałam tylko, dlatego, że od już kilku lat rodzina nęka mnie, że nie dbam o siebie bo źle się ubieram (np. bo na urodziny do babci nie zakładam sukienki tylko czarne jeansy + koszula), że wyglądam mało kobieco, że na co dzień noszę jeansy + T-shirt, że po co farbuję włosy, że jak je czasem wyprostuję to już się dzieje tragedia. Bo coś takiego to powinno być zabronione. To mnie tak masakrycznie wk*rwia, że ja już po prostu nie mogę! I powiedziałam tacie i cioci o tym, żeby chociaż oni dali mi w końcu święty spokój. Bo ich przykre a zarazem dokuczliwe komentarze nic nie zmienią.

Po drodze o ed dowiedziała się również moja przyjaciółka i nie żałuję, że jej o tym powiedziałam. Ufam jej w 100% i mam pewność, że nie powie nikomu.

A kolejną osobą, która na pewno dowie się o ed i problemach będzie mój chłopak, a w dalszej przyszłości mąż - o ile w ogóle się znajdą. Bo znaleźć se chłopaka czy w ogóle znaleźć miłość to nie lada wyzwanie.

sobota, 28 października 2017

Imieniny babci

Hej! Dziś odbyły się w lokalu imieniny mojej babci. I zawsze przy tego typu okazjach wrzucałam bilans i nie sądzę by bilanse w tym momencie miały jakiekolwiek znaczenie, ale skoro blog ten jest w pewien sposób dziennikiem mojego życia, to stwierdziłam, że co mi szkodzi wstawię tu dzisiejszy bilans. Z góry uprzedzam - szału nie ma - ale bardzo źle też nie jest.

- ryż na mleku (180)
- 0,5 litra wody z miętą i cytryną
- 300 ml soku jabłkowego
- 200 ml czarnej herbaty
- barszcz (45)
- mały kawałek schabowego z żurawiną, majonezem i cebulą (260)
- 4x frytki (68)
- 5x krokietów ziemniaczanych (80)
- ryż na mleku waniliowy (230)
- kawałek tortu truflowego (540)
= 1403 kcal

* podczas jedzenia tortu coś mnie tknęło, że źle mi z tym, że tyle dziś zjadłam i tu po skończeniu posiłku udałam się do toalety w celu zwymiotowania. Myślę, że pozbyłam się 1/4 obiadu z mojego organizmu. 

poniedziałek, 16 października 2017

Waga ruszyła!!!! Pierwsze zmiany

Hej! Nie było mnie tu długo, ponieważ czekałam aż będę miała jakiś konkretny powód pisania. I tak też się stało. Otóż od 2 do 8 października miałam taką jakby głodówkę. Polegała ona na tym, że każdego dnia jadłam 1-2 "przypadkowych" posiłków. Np. 1x drożdżówkę lub mini obiad. Stało się tak bo był to tydzień dość zabiegany, gdzie nawet nie miałam za bardzo czasu na zjedzenie normalnego posiłku. Po tym tygodniu schudłam 4 kg. Początkowo myślałam, że to tylko woda, ale waga dalej utrzymuje się na niższym poziomie. To znaczy w okolicach 1.10.17 r. waga wskazywała 96,5 kg (najwyższa), a obecnie waha się w przedziale 91,5 kg - 92,5 kg. Może to znak, że mój organizm powoli dochodzi do siebie i wykazuje chęci utraty kilogramów. 😃😃😃😜

Poza tym, czeka mnie (mam nadzieję) w najbliższym czasie przeprowadzka, ponieważ tak jak już Wam pisałam że klasę maturalną nie zdałam tak jednak zdałam. ALE ze względu na to, że od urodzenia mam problemy z mamą w domu, których nie możliwe jest zatrzymanie to szkoła (liceum) do którego chodziłam zdecydowało się mi pomóc. Dlatego kończąc klasę maturalną w tym roku kalendarzowym nie zdawałam matury i powtarzam rok, ale chodzę jedynie na lekcje "maturalne"/wybrane - na te, które potrzebne są mi do przygotowania się do matury. Ponadto mam zamiar jeszcze do końca tego miesiąca znaleźć sobie pracę by móc samodzielnie utrzymać się. A co do przeprowadzki to wracam tam gdzie już mieszkałam w bodajże 1 klasie liceum. I tak poza tym to nic więcej się nie dzieje. Tylko nauka, szkoła (5 rok liceum, w tym 4 lata programowo 😝), nie długo może i praca.