niedziela, 31 maja 2020

Zakupy (insulinooporność)

Wczoraj dopiero pojechałam do miasta załatwić wszelkie zaległe sprawy. Udało mi się kupić dwie książki o insulinooporności oraz mleko roślinne bez cukru. Takie mleko bez cukru jest strasznie drogie. Jeden karton (1 litr) kosztuje średnio 12 zł. A książki: każda z nich zawiera przepisy, ale również i porady jak zacząć "zdrowieć" itp. Jednakże, jak widać jedna książka skupia się na słodkościach, na zdrowych i bezpiecznych dla mnie obecnie słodyczach. Wiem, że póki co nie mogę jeść żadnych słodyczy nawet tych "bezpiecznych" dla mnie ze względu na wysoki poziom insuliny i podwyższony poziom glukozy, ale kupiłam już na zaś. A produkt u góry to pasta do zębów z aktywnym węglem z Lidla. Kupiłam z ciekawości.



Dzisiejszy dzień spędzam tylko w domu. Dziś jest deadline oddania 2 projektów na Fotografię reklamową oraz muszę napisać jeszcze 2 eseje na angielski i na Fotografię reklamową. 

Jutro mam nadzieję pójść na dłuższy spacer na zachód słońca. Na łąki nad strumyk. 

sobota, 30 maja 2020

Moje aktualne odżywianie

W ostatnich tygodniach dużo się pozmieniało tego co jem a co nie. Nie tylko ze względu na testy alergologiczne, czyli to co mi wyszło na co jestem uczulona, ale jeszcze przed zrobieniem ich.
Zatem od kilku tygodni wygląda to tak:

Nie spożywam:
- mięsa
- słodyczy → ograniczam
- białka odzwierzęcego → czasem wpadnie jajko
- glutenu → ograniczam
- roślin strączkowych → zaczynam się do nich przekonywać
- surowych jabłek
- kalafiora
- brukselki
- ziemniaków gotowanych
- alkoholu
- ciemnej/gorzkiej/czarnej herbaty → bardzo ograniczam
- napoi gazowanych, w tym wody gazowanej
- kawy (kofeiny)
- wafli ryżowych

Ponadto udaje mi się jeść coraz więcej, tzn. zmieścić na jeden posiłek coraz więcej. A czasem nawet jestem w stanie bez żadnego problemu wziąć dokładkę. Ale wciąż nie mieszczę zupy + drugiego dania jako obiad.

Wciąż mało piję wody (ogólnie, dziennie).

*Wpis ten oparty jest na tym jak żywię się od kilku miesięcy. Wrzucam go zanim zajdą zmiany związane z IO.

środa, 27 maja 2020

Don't get hurt more than already you are

Aktualnie żyję z zaawansowaną insulinoopornością nie wiedząc kompletnie jak się zabrać za "zdrowienie". Na dietetyka nie mam co liczyć przez najbliższe 3-5 tygodni. Dlatego przejrzałam Internet w poszukiwaniu podstawowych informacji - co jeść a czego nie jeść. Generalnie podstawą jest to, by wprowadzić codzienną aktywność fizyczną oraz aby bazować wyłącznie na diecie z niskim indeksem glikemicznym.
W tym tygodniu, jak skończy mi się okres jadę do miasta załatwić kilka spraw oraz pomyślałam sobie, żeby pójść również do księgarni Tania Książka i zaopatrzyć się w jakąś literaturę o insulinooporności. Wolałabym ukierunkować swoją wiedzę w stronę książek a niżeli Internetu. To chyba bardziej wiarygodne źródło wiedzy.

Od kilku lat (od czasu kiedy odkryłam tę stronę) służy mi ona do uczenia się o zaburzeniach w tym przede wszystkim o bulimii. Choć wciąż mam to nieśmiałe wrażenie, że jednak mnie bardziej dotyczą zmiany te, które przechodzą anorektyczki a nie koniecznie bulimiczki.
Wracając strona https://wilczoglodna.pl/ jest dla mnie jak encyklopedia o bulimii. I naprawdę ją tak traktuję. Dużo się z niej dowiedziałam, np. to, że alergie pokarmowe są częste u osób z ed (z bulimią).
Na stronie tej również wspomniane zostało kilka krotnie o insulinooporności. Znaczy się jest to nie tylko mój przypadek i potwierdza to to, że wynika to z zaburzeń odżywiania.
Tutaj jeden z wpisów ze strony wilczogłodna - https://wilczoglodna.pl/spowolniony-metabolizm-hashimoto-inne-cuda/ - o metabolizmie, jelitach, insulinooporności (IO) i innych takich.
Tu kolejny wpis o insulinooporności (choć nie tylko) na przykładzie nie tylko moim ale i innych - https://wilczoglodna.pl/zlodziej-ciala-i-czasu/.

*Dwa ostatnie linki wstawiłam gdyby ktoś byłby bardziej zainteresowany tematem i chciałby sobie poczytać ;-)

niedziela, 24 maja 2020

Troszkę o dniu dzisiejszym i dietetyku

Leniwa niedziela
Dziś rano pojechałam z mamą na targ różności jedzeniowych. Udało mi się kupić kilka kawałków ciast wegańskich, które wsadziłam do zamrażarki, aby były na gorsze/lepsze czasy. Następnie, kiedy jeszcze byłam w mieście pojechałam odwiedzić babcię i jednocześnie miałam okazję spotkać się z kuzynką. Podczas wizyty, zanim pojawił się mój tata, wujek i kuzynka powiedziałam babci o insulinoodporności bo mam wielką nadzieję, że w końcu przestanę słyszeć, że jak ja mogę jeść ciasto lub w ogóle na nie patrzeć jak jestem gruba. Przecież grubym osobom nie wolno jeść takich rzeczy?! - tak twierdzi mój wujek z ciocią. No, ale...
Po powrocie do domu spoczęłam na kanapie przez resztę dnia bo w końcu pojawił mi się okres z opóźnieniem 2 tygodniowym i w związku z tym nie najlepiej się czułam.

Dietetyk
Przez ostatnie 2-3 dni obdzwoniłam sporo lekarzy (dietetyków) w moim mieście, ale wszędzie usłyszałam to samo, że żaden mnie nie przyjmie bo na czas koronawirusa nie ma konsultacji. Jutro postaram się jeszcze trochę poszukać i może uda mi się kogoś znaleźć. Tylko jednego się obawiam - jak tu komuś zaufać w kwestii jedzenia? Czy nie okaże się to być taki "lekarz" co to tylko kasę będzie chciał brać i na niczym więcej nie będzie mu zależeć.

wtorek, 19 maja 2020

To chyba najlepszy czas na pójście do dietetyka

Dziś podjęłam decyzję, że do dietetyka chcę pójść jak najszybciej. Ponieważ jeśli z tym nie ruszę to równe jest to temu, że nie schudnę a waga jak już może tylko wzrosnąć. Również dziś przejrzałam Internet w poszukiwaniu dietetyka w moim mieście. Nie chcę pójść byle gdzie. W 2015 r. poszłam po raz pierwszy do dietetyka. To było w tedy kiedy szukałam sama dla siebie pomocy, chcąc wyjść z zaburzeń odżywiania, ale robiła to nieumiejętnie, ponieważ nie miałam w tedy zupełnie na to pieniędzy a tacy lekarze są drodzy. W tedy byłam jeszcze w liceum. Teraz na szczęście mam trochę więcej pieniędzy, ale też boje się na ile mi to starczy a nie chcę wydać wszystkich pieniędzy, które zaoszczędziłam bo mam też inne ważne cele.
Tym razem spróbuję pójść do tego centrum zdrowia gdzie "odwiedziłam" już innych lekarzy w ostatnim czasie.  Tam jak na razie wszystko szło dobrze. Więc mam nadzieję, że i tym razem wszystko będzie ok.
A jeżeli nie uda mi się tam zarejestrować to będę szukać dalej kogoś innego z mojego miasta.

poniedziałek, 18 maja 2020

Bilans:
  • śniadanie: 2x kromki chleba tostowego bezglutenowego, MR, 2x plaster żółtego sera bez laktozy, 2x plasterki ogórka konserwowego, pieprz 1x pomidor mały + herbata zielona (413)

  • obiad: warzywa duszone na patelni z ketchupem pikantnym i sosem sriracha + sok pinia colada (340 + 495)

  • w między czasie: sok Hortex "Przetarte" (198)
  • kolacja: jogurt sojowy waniliowy, granola orzechowa, pół banana, masło orzechowe smak słony karmel + zielona herbata (600)

+ cardio w domu 40 minut

= 2046 kcal


niedziela, 17 maja 2020

Potrzeba wprowadzenia zmian

Hej!
W tym roku (porównując względem zeszłego roku) na luzie udaje mi się jeść normalną ilość kalorii. Nie jest idealnie, ponieważ wciąż miewam czasami BBLS, wciąż mam ten dziwny głód (czasem mam tak, że nieważne co zjem to ciągle jestem głodna). I myślę sobie, że dzięki temu, że już od kilku miesięcy jem normalną ilość kcal to może warto byłoby spróbować przejść na redukcję. Podobno daje fajne efekty. Co prawda, nie za bardzo wiem, czym jest ta cała redukcja. To chyba po prostu obcięcie danej kaloryki dla codziennie spożywanych posiłków.
Na jednym z profili dietetyka na Instagramie, którą to już od kilku miesięcy obserwuję słyszałam, że aby dowiedzieć się ile kalorii powinno się spożywać codziennie to warto przeliczyć sobie kalorykę na dowolnym kalkulatorze kalorii w Internecie. Co prawda, takie kalkulatory przeznaczone są dla osób zdrowych a nie dla tych co między innymi mają ED, ale z drugiej strony skoro udaje mi się jeść codziennie "normalną" ilość kcal to może warto by spróbować.

*Zakładając, że jestem zdrowa
Zatem wyszło mi, że moja podstawowa przemiana to 1831 kcal. Natomiast zapotrzebowanie, które powinnam dostarczać organizmowi to 2537 kcal.

Więc może gdybym w pierwszych 2 tygodniach obcięła 200 kcal (obcięłam bym je od 2537 kcal) to może było by to dobre.

Myśl mnie ta naszła, ponieważ zauważyłam, że odkąd jestem w stanie bez problemu jeść mieszcząc się w bilansach 2000 - 3000 kcal. Co prawda, duuuużo podjadam. Przez to, że mieszczę więcej niż poprzednio to myślę, że to moje dążenie do jedzenia większej ilości kcal (porównując to z poprzednim rokiem oraz z rokiem 2018) wymknęło się to trochę spod kontroli. I należy coś z tym zrobić.

A...i najważniejsze. W dokumentacji medycznej, kardiolog zapisał mi, że koniecznie muszę skontaktować się z dietetykiem oraz powinnam zacząć więcej robić ćwiczeń typu cardio i inne. Jednakże niestety na dietetyka mnie nie stać a tryb życia mam siedzący ze względu na ciągłe uczenie się. No, ale może gdybym obcięła trochę kalorykę i wróciła do regularnego robienia cardio - może to by coś dało. Jak myślicie?

czwartek, 14 maja 2020

INSULINOOPORNOŚĆ

Dziś rozmawiałam z endokrynologiem (tym z Warszawy). Przedstawiłam mu wyniki badań hormonów tarczycy, glukozy, insuliny oraz wynik USG tarczycy. I dowiedziałam się, że nie mam niedoczynności tarczycy ani nie grozi mi choroba hashimoto. Jednakże mam insulinoodporność, czyli moja trzustka nie pracuje prawidłowo. Pan doktor powiedział, że choroba ta wynika z otyłości brzusznej. Gdzie prawidłowy wynik to 2,5 maksymalnie a ja mam około 3,6.
Podczas rozmowy zadałam wiele pytań z czego to wynika (na 100% wiadomo, że z ED, ale czy z czegoś jeszcze to już nie wiadomo) i powiedziano mi, że w tej sytuacji muszę skonsultować się z dietetykiem.
Ponadto, lekarz powiedział, że w 30% narażenie na otyłość u człowieka wynika z genetyki. A u mnie w rodzinie jest ona dość powszechna.
Wracając jednak do samej insulinoodporności został przypisany mi lek na receptę, który jutro wykupię. Lek ten ma mi starczyć na 2 miesiące. W trakcie stosowania go w pierwszym tygodniu mogą pojawić się skutki uboczne, takie jak:
- burczenie
- wzdęcia
- rozwolnienie
Co więcej w trakcie tych 2 miesięcy powinno mi ubyć na wadze.

wtorek, 12 maja 2020

Wypadłam z rytmu pisania

Hej!
Dziś rano wstałam o 6:30 żeby pojechać do miasta, aby jak najszybciej odebrać wyniki badań krwi (hormonów). I od czasu kiedy odebrałam wyniki od razu schowałam je do teczki, żeby w ogóle na nie nie patrzeć. Wyniki i tak mi nic nie mówią, ponieważ ja kompletnie nie rozumiem ich a po drugie i najgorsze, bardzo martwi mnie, że lekarz może mi powiedzieć, że mam dobre wyniki - w tedy dalej będę tkwić w tym martwym punkcie, w którym jestem teraz.
Poza tym, w ostatnich kilku dniach zjadłam sporo dań i produktów zawierających gluten, więc mój żołądek nie funkcjonuje dobrze. Dziś też jest kiepsko.
Na uczelnie mam pełno roboty, więcej niż myślałam. I żeby tego było mało, matura się zbliża wielkimi krokami a mój angielki leży i kwiczy. 🙈

14 maja mam umówioną wizytę u endokrynologa w Warszawie - będę do niego dzwonić i za pewne w tedy się czegoś dowiem. Boże spraw, bym miała niedoczynność tarczycy, proszę!


PS:
Powyższy opis mojego dzisiejszego dnia nie ma ani rąk, ani nóg. Przez to, ze przestałam pisać takie codzienne luźne posty - jak minął mi dzień - to kompletnie wypadłam z rytmu.
Co prawda u mnie też się nic nie dzieje, więc nawet nie ma o czym pisać.

poniedziałek, 11 maja 2020

Update: zaległości, lekarz, niedziela

Zaległości
Post o inspirującej osobie się w tym miesiącu nie pojawi. Mam 2 osoby, które chciałabym Wam polecić, ale to jeszcze nie jest na to czas. A nie chcę robić tego postu na siłę, tylko po to, żeby był więc w tym miesiącu nie będzie.

Lekarz
Kilka dni temu byłam na USG tarczycy i te wyniki, które mam nic mi nie mówią. Stąd za kilka dni będę rozmawiać z lekarzem z Warszawy i w tedy się pewnie czegoś dowiem. Co więcej, dziś byłam na pobraniu krwi - badanie hormonów tarczycy, glukozy i insuliny. Po wyniki jadę jutro rano.

Niedziela
W sobotę upiekłam babkę waniliową do babci. W niedzielę pojechałam odwiedzić babcię (ze strony taty) a zarazem spotkałam się tam już z tatą. Babka wszystkim smakowała, ale znów nasłuchałam się, że ja przecież nic nie jem (żadnego ciasta) tylko piję herbatę owocową a chuda nie jestem, więc coś jest nie tak ze mną.
Po powrocie do domu, po obiedzie, pojechałam z tatą na przejażdżkę rowerową. Tym razem pojechaliśmy na łąki i pola. Było pięknie! Oczywiście najlepszy był rzepak! Rzepak to moja letnia miłość.



poniedziałek, 4 maja 2020

Ciąg dalszy - endokrynolog (tarczyca)

Dziś kontaktowałam się z lekarzem endokrynologiem z Warszawy (telefonicznie).
Póki co, dostałam skierowanie na USG tarczycy oraz skierowanie na badania TSH, FT3, FT4, ATPO, ATG, glukoza i insulina. Z tym, że lekarz na dzień dzisiejszy źle wystawił mi skierowanie bo w dokumentacji medycznej mam napisane, że zostało wystawione skierowanie na USG tarczycy i na hormony, jednakże kiedy wydrukowałam sobie skierowanie to napisane tam jest, że to jest tylko na USG tarczycy. Czyli najwidoczniej, lekarz zapomniał w skierowaniu napisać, że hormony również mam do kontroli. Stąd jutro będę się kontaktowała jeszcze raz z lekarzem.
W każdym razie, przy wywiadzie z pacjentem lekarz zapytał mnie o oto czy mam rozstępy a jeśli tak to jakiego są one koloru. Powiedział, że na podstawie wyniku badań krwi z września 2019 r. nie mam cukrzycy, ponieważ cukier mam w normie. Napomniał również, że ze względu na ED powinnam udać się do specjalisty od otyłości i do dietetyka. Co więcej, zaznaczył, że możliwe, że będę miała wykonaną biopsję, czyli nakłucie tarczycy.
Podsumowując, podejrzewana u mnie jest niedoczynność tarczycy. Stąd by wynikało dlaczego ciągle puchnę, wypadanie włosów, duży przyrost wagi licząc od 2015 r. a także duszności i ból w klatce piersiowej.

piątek, 1 maja 2020

Chyba mam dobrą wiadomość!

Tak jak w tytule. Chyba mam dobrą wiadomość. Otóż wczoraj tak bardzo wymiary zepsuły mi dzień, że przez cały dzień nic nie zrobiłam. ALE - wczoraj pod wieczór pomyślałam sobie, że to jest niemożliwe, żeby tyć zamiast chudnąć odżywiając się w taki sposób i robiąc codziennie albo prawie codziennie jakieś ćwiczenia. Dlatego wczoraj umówiłam się na wizytę do ENDOKRYNOLOGA. Z racji tego, że wciąż nie ma za bardzo jak wychodzić z domu, umówiłam się na wizytę telefoniczną. Na rozmowę z lekarzem omówiona jestem na poniedziałek (4 maja 2020). Oby do poniedziałku.

Co ciekawsze, wczoraj odkryłam rzecz, która bardzo mnie zaskoczyła, trochę pozytywnie trochę nie. Otóż kilka miesięcy temu byłam u lekarza endokrynologa (prywatnie) z powodu tego, że w zeszłym roku i 2 lata temu będąc na USG tarczycy zostały u mnie stwierdzone guzki na tarczycy. Na ostatniej wizycie u endokrynologa, Pan Doktor powiedział, że muszę jeszcze zrobić badania na hormony, ponieważ badania krwi, które już w tedy miałam zrobione są nie wystarczające. Jednakże lekarz nie powiedział mi dokładnie jakie badania na hormony powinnam wykonać, więc nie wiedząc co mam zrobić - olałam sprawę. Stwierdziłam, że skoro nie wiem co mam zbadać, to jak mam iść do kolejnego lekarza i co mam jemu powiedzieć, i tu sprawa utknęła. 

Jednak, niedoczynność tarczycy u mnie w rodzinie (szczególnie od strony mamy jest dość powszechna), poza tym moja mama ją ma. U niej niedoczynność tarczycy została stwierdzona jak była nastolatką. Chyba jak miała 14 lat. Zatem ja jestem tą chorobą obciążona genetycznie. 

Ale wracając do mojej chyba dobrej wiadomości - jakiś czas temu pisałam, że moja wizyta w szpitalu, w poradni chorób metabolicznych została przesunięta na luty 2021 r. A powodem przesunięcia jest koronawirus. I od tamtego czasu nic w tej sprawie nie zdziałam, aż do wczoraj. Poszperałam w Internecie i okazało się, że lekarz u którego byłam w sprawie tarczycy (prywatnie) to ten sam lekarz, który przyjmuje w szpitalu, w poradni chorób metabolicznych, czyli ten sam który miał mnie przyjąć. Doktor ten zajmuje się tylko endokrynologią, czyli ogólnie mówiąc hormonami. 
Dla mnie to już bardzo duży sukces, że chociaż z tym ruszyłam. Zatem coś już mam. 

Więcej wieści w tym temacie zamieszczę w poniedziałek jak się czegoś dowiem. A lekarz, który tym razem będzie mnie przyjmować to lekarz z Warszawy, ponieważ w moim mieście nie ma nikogo kto by przyjmował pacjentów telefonicznie. 😃