Dzisiejszy dzień nie należy do tych dobrych lub do takich do, których się miło wraca myślami. W zamian za to należy do takich o, których szybko się zapomina i to na całe szczęście bo jest naprawdę do kitu. Dziś rano, a w zasadzie do godz. 16:30 nie mogłam nic jeść ze względu na badanie USG jamy brzusznej. Musiałam być na czczo. Wynik jak zawsze był pozytywny, czyli nic mi nie jest jak stwierdziła Pani doktor. Otrzymałam karteczkę z wynikami z których nic nie rozumiem, a całą swoją wiedzę opieram na podstawie tego co powiedziała mi Pani doktor. Tak więc skąd bierze się i z czego wynika BBLS - tego nikt nie wie. Jak tylko wyszłam z przychodni od razu udałam się do pierwszej lepszej piekarni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Kupiłam co było czyli, 4 ciasteczka o smaku chałwy (wyglądały jak kinder bueno tylko, że bez czekolady) i 2 paszteciki z grzybami. W domu jeszcze zjadłam 2 kawałki domowej szarlotki i wypiłam szklankę wody gazowanej. Następnie pojechałam z mamą narwać jabłek na okoliczne łąki. Są piękne. Idealne na ciasto lub mus. Poza tym nic więcej się u mnie dziś nie wydarzyło. Za oknem szaro buro. Smutno bo ponowne badanie nic nie wykazało. 😭 A jeśli chodzi o bilans to nawet nie ma sensu go robić. Bo zawierałby tylko 4 pozycje: 4x ciastka a'la kinder bueno, 2x paszteciki z grzybami, 2x kawałki szarlotki i 2x wafle ryżowe + herbata miętowa.
Z badań jak na razie pozostało mi jeszcze pójście na hormony oraz wizyta u lekarza rodzinnego na podsumowanie wszystkich wyników, a później zobaczymy co się będzie działo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz