czwartek, 14 stycznia 2021

Nie mam po co i nie mam z kim...

  Obudziłam się dziś o 5:36. Poprzewracałam się z boku na bok jeszcze i ostatecznie wstałam o 7:45. Mimo to, nie udało mi się wiele zrobić, ale....pouczyłam się więcej niż wczoraj i w końcu oddałam książki do biblioteki miejskiej. Poszłam też porozglądać się za ciastem bez cukru na mieście ze względu na najbliższą niedzielę, ale nie było. Wszystkie kawiarnie, które oferują ciasta wegańskie i bez cukru są u mnie w mieście do odwołania zamknięte. Zatem nie sądzę bym miała czym świętować tę jakże smutną niedzielę. I serio, nie cieszę się ani ociupinkę. (Poniżej wyjaśnienie dlaczego)

  Długo już leżało mi to na sercu, jak to jest z tymi urodzinami u mnie. 
Jak byłam dzieckiem i nastolatką zawsze zapraszałam gości do domu rodziców (w tedy jeszcze mieszkałam z rodzicami). W momencie kiedy się wyprowadziłam wiele rzeczy się zmieniło, w tym wyprawianie urodzin. Po prostu przestałam je obchodzić w jakiś szczególny sposób. Są one dla mnie dniem jak każdy inny. I nie chodzi mi tu o to, że jak się pracuję (choć ja póki co nie), jak się jest życiowo zabieganym, jak się ma milion innych sparaw na głowie to się nie da. Pewnie, że się da, ale jakby to powiedzieć...nie mam ani z kim świętować ani po co. 
  Nie mam z kim, ponieważ... dokładnie nie pamiętam, ale wydaje mi się, że po mojej 18-tce obchodzenie urodzin z rodziną to już nie było to samo, a to dlatego, że jak byłam dzieckiem i nastolatką (głównie nastolatką) to moja mama kiedy przychodzili goście ten czas traktowała jako "teatr" gdzie ja jestem ta zła a ona ta dobra. W tedy rozwijała wszelkie tematy związane z domem i zaczynał się najazd na mnie i wyśmiewanie. Zawsze ją to bawiło. Zachowywała się przy tym dziwnie i sztucznie, ale może ta jej sztuczność jest dla niej naturalna. 🤷🏻‍♀️ I zawsze wyprawianie urodzin i później przechodzenie przez to było dla mnie smutne i trudne, dlatego nie czuję przywiązania do świętowania ich z moją rodziną (dosłownie z kim kolwiek). I w sumie cieszę się, że mnie to już w pewnym sensie nie dotyczy. 
  Nie mam po co, bo... uważam, że każdy rok w swym życiu powinien być kojarzony z czymś. Najlepiej oczywiście z czymś dobrym. U mnie jest tak, że tylko lata ED mogę podzilić na konkretne lata bo zmieniało się to w tedy dość szybko oraz problemy w domu również dzielą się na konkretne lata bo tamten czas też był dynamiczny. Ale w zasadzie to wszystko. Jeśli ktoś by mnie zapytał co takiego ważniejszego lub co mi utknęło w głowie jak miałam 22 lata - to odpowiedź brzmi NIC. A co się stało kiedy miałam 23 lata - również NIC. Ewentualnie, w 2020 roku odwiedziłam duuuuuuuuużą ilość lekarzy, co mam nadzieję przybliża mnie do (przynajmniej próby) wyjścia z zaburzeń odżywiania i w tym jak się dowiedziałam z insulinooporności. Ale znów, nic więcej się nie wydarzyło. I gdyby na prawdę ktoś mnie o to zpytał to nie miałabym żadnej odpwiedzi. Z czym w takim razie będzie kojarzyć mi się 2021 r.?... Pewnie znów z niczym. Może z dużą ilością i trochę powrotem do nich - awantur domowych, a to dlatego, że skoro przekraczam niebawem tę magiczną liczbę 24 lata to musi się coś wydarzyć. W moim życiu głównie się dzieją rzeczy złe, więc nie sądzę by tym razem mogło być inaczej. Chciałabym to zmienić, chciałabym by w końcu poszło coś w dobrą stronę, ale jak narazie bez zmian. Co gorsza mam wrażenie, że przytyłam, ale nie ma mowy bym się ważyła. To tylko pogorszy mój stan psychiczny i w ogóle będzie klęska.

  Uważam także, że jeśli ktoś ma urodziny, ktoś kto jest nam bliski z obojętnie jakiego powodu, to zawsze warto wysłać mu choć wiadomość "Wszystkiego najlepszego!", akcentując w ten sposób, że o niej/nim pamiętamy jeśli nie chcemy się bardziej rozwijać lub jeśli nie potrafimy znaleźć odpowiednich słów. Zawsze miło jest otrzymać taką wiadomość. 

  Jednakże, dziś dzwoniłam do mojej babci (ze strony taty) czy nie potrzebuje jakichś zakupów i poza tym, że dowiedziałam się, że wszystko ma to temat zszedł na to kiedy ją odwiedzę bo długo już u niej nie byłam (prawie miesiąc). Powiedziałam, że będę za 2 tygodnie bo w ten weekend mam pierwsze zajęcia po przerwie świątecznej na uczelni i moge być dopiero za 2 tyg. Ale babcia wspomniała o tym, że przecież ja mam urodziny i nie mogę przyjać do piero za 2 tygodnie. Myślę, że to urocze z jej strony, że pomyślała w ten sposób, że nie jest jej to obojętne kiedy przyjadę, tylko że mi chodzi o coś trochę innego. Otóż bardzo mnie to boli, nie tylko że babcia tak postąpiła, ale i reszta rodziny, że kiedy tak bardzo źle było w domu, kiedy byłam bita, kiedy przechodziłam przez intensywny czas zaburzeń odżywiania to NIGDY, NIKT, NIC nie zrobił. Dużo osób na to patrzyło z boku przez prawie 24 lata i nigdy nikt ani nic nie zrobił by było lepiej. A kiedy (chyba tylko raz) poprosiłam o (wydaje mi się dość prostą) pomoc to usłyszałam, że nic z tego, przecież mam rodziców. 
I to jest właśnie to co mnie boli najbardziej. 

  Teraz kiedy mam dużą nadwagę, kiedy mam bardzo siwiejąe włosy a co gorsza większość z nim mi wypadła, przez co są żadkie; teraz kiedy już wiem, że mam IO (insulinooporność) i nie tyję od powietrza, teraz kiedy mamy pandemię i ludzie tracą pracę a nie odwrotnie, teraz kiedy oni niby większość jak nie wszystko to wiedzą (wnioskując po tym, że się przyglądają z boku, zatem widzą choć część) - teraz oczekują odemnie, że zmienię się diametralnie i będę innym człowiekiem. Bo w ich mniemaniu 24 lata zobowiązują do określonych postaw i zachowań, których ja nie mam a powinnam je mieć. 

  Dla mnie serio, to jest mega przykre, że nie mogę normalnie żyć i myśleć o tym o czym myślą i czym żyją osoby w moim wieku. Przez co nie mam wspomnień ani marzeń bo czuję, że to co najważniejsze dla mnie, czyli ZDROWIE, to już przepadło. I nie wiadomo kiedy wróci i najgorszy jest brak nadzieji, czy w ogóle wróci.

2 komentarze:

  1. IO to nie wyrok, można z tym żyć i chudnąć. MOja przyjaciółka ma IO, poszła do dietetyka, ma dietę i schudła już 9kg. Ale musisz trzymać dietę o niskim IG i nie ćwiczyć cardio czy interwałów.

    Wszystko w życiu zależy tylko i wyłącznie od nas. NIe ma "szczęścia, "przypadków" itp. Jeśli sama nie zrobisz nic żeby było lepiej to samo się nie zrobi.
    Ludzie (najczęściej przy nowym roku oczekują ,że nowy rok będzie lepszy. Fajnie, oczekiwania jedno, życie drugie. Usiądź i zastanów się czy i co robisz żeby był lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie to wygląda tak: lubię spędzać urodziny ale sama w samotności! Raz w życiu organizowalam imprezę na 18(tylko rodzinka) Co do życzeń nie lubię ich dostawać mam wrażenie że są wysłane z przymusu. Więc w tym roku zmienię to... Trzymaj się kochana<3

    OdpowiedzUsuń